środa, 16 października 2013

Sempol - Wulkan Kawahijen - Banyuwangi (Jawa wschodnia) - Gilimanuk- Ketapang - Pemuteran (Bali) 17.10

Wstalismy o 0:30 rano po zaledwie 4 godzinach snu. O pierwszej nasz przewodnik Navi zawiozl nas  pod aktywny Wulkan Kawahijen, gdzie czekal na nas kolejny przewodnik tym razem gorski Robik, ktory mial nas szczesliwie doprowadzic do celu. Po 2 godzinnym trekkingu osiagnelismy szczyt 2386 m.n.p.m bez naszego przewodnika, ktory musial pomoc wejsc pewnej slabszej dziewczynie.  Gdy dotarlismy na gore faktycznie ukazal sie naszym oczom niebieski ogien na dnie krateru, 800 m ponizej miejsca w ktorym stalismy. oprocz ognia nie dalo sie nie zauwazyc duzej tablicy o zakazie schodzenia na dno krateru.
Zignorowalismy zakaz i przylaczylismy sie do parki francozow i ich przewodnika. W zupelnej ciemnosci krok po kroku schodzilismy coraz nizej w kierunku niebieskiego ognia. Zjawisko takie wystepuje tylko w dwoch miejscach na swiecie: wlasnie na Kawahijen oraz na Islandii. Gdy bylismy juz na dole, podeszlismy bardzo blisko i jak zadni upamietnienia wrszen turysvi zaczelismy robic zdjecia. Z krateru nagle wydobyly sie potezne ilosci dymu,  ktore wiatr skierowal zlosliwie w nasza strone. Zadne filtrowanie nic nie dalo, zatkaly sie doslownie drogi oddechowe. Jednym slowem kaszel i lzy. Przewodnik w jednej chwili zaczal krzyczec: "smoke, go, go, go" i wszyscy rzucilismy sie do ucieczki. To byl chyba rekord swiata we wspinaczce. Bardzo szybko cala grupa znalazla sie na gorze krateru. Na szczescie nic nikomu sie nie stalo. Wkrotce poranne slonce oswietlilo krater i z za dymu wylonilo sie jezioro. Przy okazji zerwal sie bardzo silny wiatr pompujacy dym z wulkanu w pobliskie doliny. Schodzac z gory widzimy okazaly nieaktywny wulkan  Merati, ktorego stoki rozswietlalo wschodzace slonce. O 6tej zakonczylismy trekking i wybralismy sie na sniadanie do Banyuwangi. Jak to dobrze,  miec jeszcze caly dzien przed soba. Po drodze wpadlismy na plantacje kawy, zobaczylismy jak rosna gozdziki i obowiazkowo uczylismy sie indonezyjskiego. Lubie= Saya suka, Saya dida suka= nie lubie, maroko kroko=palic papierosy, duren=durian. Po sniadaniu pojechalismy do Ketapang, zlapalismy prom na Bali i po 1,5 h bylismy na wyspie. Przestawilismy zegarki o godzine do przodu i ruszylismy w strone wyjscia z terminalu. Na zewnatrz czekal juz na nas kierowca ktory zabral nas do przeslicznego zakatka w Pemuteran Badini Home Stay. Do naszego domku zaprowadzila nas dziewczyna z recepcji.
Sam domek przekracza nasze oczekiwania. Jest czysto i pachnaco. za oknami przepieknie zadbany ogrod z palmami. Pogoda sloneczna i cieplutko. Tego wlasnie potrzebowalismy po wszytkich wspinaczkach. Lazienka czesciowo zadszona, prysznic mamy doslownie pod golym niebem pod palmami.  Choc w miasteczku znajduje sie meczet, jest sporo oltarzykow hinduskich bostw, swastyk. Przed naszym homestayem znajduje sie bostwo z glowa slonia do ktorego modla sie pracownicy homestaya. w okolicy sporo sklepow w ktorych zakupy robi sie na bosaka. Wieczorkiem zachodzimy na plaze przy ktorej mozna podziwiac kolorowe lodzie zacumowane ns piasku, rybakow pracujacych przy lodziach. Jutro wybieramy sie stad na najlepsze nurkowiska na Bali. Morze Balijskie na olnocnym wybrzezu Bali jest cieplutkie 28 stopni, wiec nurkowanie bedzie czysta przyjemnoscia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz