poniedziałek, 14 października 2013

Selo - wulkan Merapi - światynia Prambanan - centrum Yogyokarty (Jawa Centralna) 14.10

Nowy dzien zaczelismy o godzinie 0:00 we wiosce Selo po 2h jazdy samochodem  z yogyakarty. Coraz lepiej idzie nam niespanie. Potrafimy wlasciwie funkcjonowac 24h bez zmruzenia oczu i na najwyzszych obrotach na samej adrenalinie.  Selo polozone jest na wysokosci 1500 mnpm wiec temperatura byla juz dosc niska okolo 10 stopni. Od lokalnych przewodnikow dostalismy informacje, ze musimy zaczekac do 1szej na atak szczytu. Okazalo sie, że razem z nami na szczyt będzie próbować wejść ponad 20 osob. W odstepach 20 minutowych kolejni przewodnicy górscy ruszali ze swoimi grupami.  My bylismy ostatnią grupą, ale międzynarodową złożoną z Francuzów, Niemców, singapurki, hinduski no i nas Polaków. Zdziwilo nas, że przewodnicy ubrani sa w grube zimowe kortki i czapki, pomyslelismy, ze wychowani wvtropikach gorzej znosza niskie temperatury. Ja mialem na sobie tylko krótkie spodenki i bluzę. Przed nami bylo do pokonania 1411 m wysokosci i 8km dlugosci w ciagu 4h po polnocnym stoku w terenie skrajnie trudnym i niebezpiecznym oczywiscie bez zadnych zabezpieczen.  Zasada byla prosta kazdy liczy na siebie, swoje umiejetnosci i dobre slowo wspoltowarzysza wspinaczki. Niestety po pierwszym etapie wspinaczki odpadla singapurka. Nie dala rady kontynuowac wspinaczki.  Kolejne etapy byly coraz cięższe. Na poczatku przedzieralismy sie waska i stroma ścieżką wśród roślinności którą można spotkać w tropikalnym lesie, wyżej sciezka pozostala dalej waska i stroma, a roślinność zmieniła się na subalpejską,  natomiast kilkaset metrów przed szczytem pojawiły się same skaly. Wraz z wysokością spadała temperatura, wiał coraz silniejszy i zimniejszy wiatr. Stracilem doslownie czucie w palcach.  Do tego podłoże, po ktorym sie wspinalismy robilo sie coraz bardziej strome i niestabilne. Stopy osuwaly się na piasku i niestabilnych kamieniach i skalach. Skaly byly ostre i lodowate w dotyku. Zalowalem ze nie wzialem rekawiczek. Wspinaczke utrudnial rowniez  badzo drobny pyl wulkaniczny, ktory unosil sie z kazdym krokiem i zapychal nos i usta. Na przedostatnim etapie odpadla hinduska (szla bardzo wolno i opozniala grupe w wejsciu na szczyt) i nasz przewodnik kazal jej zostac w obozie ulokowanym na ostatnim plateau przed szczytem. Oboz wyglądał prawie jak Everest Camp. Poczulismy sie troche jak gdzies w Nepalu. Ostatni odcinek to wlasciwie pionowe wejscie po skalach na szczyt. Dobrze ze bylo ciemno, bo wiele osob nie odwazyzoby sie wejsc na szczyt. Udalo nam sie zdobyc szczyt (2911mnpm) przed wschodem slonca przed 5ta.  Gdy zaczelo robic sie jasno slonce zaczelo odkrywac  powoli to czego nie widzielismy w czasie wspinaczki.  Euforia mieszala sie z przerazeniem. Siedzielismy na grani szerokosci 50 cm, ktora byla obrecza krateru.  Z jednej strony kilkudziesiecio metrowa przepasc w dol stoku z drugiej strony dno krateru kilkaset metrow ponizej grani. W ostatnich latach zginely podczas wspinaczki 3 osoby, co bylo upamietnione tablica na skromnym pomniku, ku przestrodze wszystkim smialkom. Do tego wszyskiego temperatura powietrza 4 stopnie, zmeczenie i niewyspanie. Jednak majestatyczny widok wulkanu z obreczy krateru i okolicznych gor miedzy innymi majestatyczna Merbabu, miast (Solo, Yogyakarta) i wiosek (Selo) przy niemal bezchmurnym niebie zrobil na nas potezne wrazenie. Po okolo godzinie i wykonaniu wielu zdjec, przewodnik kazal przegotowac sie do zejscia. Najwazniejsza zasada myslec tylko o kolejnym kroku. I tak krok po kroku powoli schodzilismy w dol wulkanu. Na jednym z etapow po prostu zjezdzalisy na butach jak na nartach w puchu, zapadajac sie i wybijajac spowrotem na powierzchnie jednoczescie kierujac sie w dol stoku. Skonczylo sie to piaskownica w butach. Zejscie trwalo 3h. Im nizej tym cieplej. Szczesliwi i zmeczeni dotarlismy do Selo, gdzie zjedlismy sniadanie wypilismy kawke. Miejscowy poprosil o zdjecie ze mna. Srednio raz na 2 dni czuje sie jak celebryta tutaj:) Wszystkie ekstremalne wrazenia spowodowaly ze nasza grupa  mocno sie zintegrowala. I na koniec az zal bylo sie zegnac. Ale czas nas gonil. W planie mielismy zwiedzanie antycznej hinduskiej swiatyni Prambanan, polozonej 10 km od centrum Yogyokarty i domkniecie planu podrozy na kolejne 4 dni. Po powrocie do hotelu doprowadzilismy sie do ladu i wyruszylismy do swiatyni z ktorej widzielismy szczyt Merapi na ktory wspinalismy sie dzisiaj w nocy. Bylismy dumni ze udalo nam sie zdobyc szczyt tak majestycznego wulkanu. Sama swiatynia rowniez zrobila na nas wrazenie swoimi charakterystycznymi stupami i seoja okazaloscia. Po zwiedzaniu pojechalismy do centrum domnac sprawy z przwodnikiem i wrocilismy do hotelu spakowac sie i przygotowac do kolejnej wyprawy na dwa kolejne wulkan na Jawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz