czwartek, 10 października 2013

Cibodas - Gede Pangrango - Cipanas (Jawa Zachodnia) 09.10

Noc okazala sie dla mnie krotka. Obudzilem sie wraz z nawolywaniem do modlitwy o 3ciej rano. Spiewy trwaly przez 1.5 godziny. Po koleji bylo slychac jak w coraz bliższych meczetach muezini zaczynali swe poranne spiewy. Na szczęście o piatej udalo mi zasnac ponownie.
O 8mej pobudka. To co zobaczylem przez okno w zupelnosci zrekompensowalo wszelkie niedociągnięcia.  Przed domem wspanialy ogrod. Sniadanie i czyste reczniki podane na tarasie. Zupelnie inny swiat od tego, ktory zastalismy poprzedniej nocy. Ochroniarz zaproponowal nam trekking w pobliskie gory na terenie parku Gede Pangrango. Stwierdzilismy ze damy rade sami. Zlapalismy busa i ruszylismy. W busie poznalismy przwodnika ktory zgodzil sie za niewielka oplata zaprowdzic nas do wodospadow i goracych zrodel, ktore znajdowaly sie w polowie wysokosci gory Gede. Traska okazala sie wspinaczka. Pokonalismy wysokosc 1000m, ale bylo warto. Po drodze zaluczylismy piekne turkusowe jezioro Tegla Biru. Wodospady Cibeurerum moze nie tak okazale jak Wenezueli, ale w bardzo urokliwym otoczeniu. Najwieksze wrażenie zrobiły na nas jednak gorace strumienie Cipanas (po polsku goraca woda). W jednym z nich temperatura przekraczala 60 stopni. Bolesnie doswiadczylem tego gdy stopa zesliznela sie z kamienia. Jednak widok pary unoszacej sie wsrod tropikalnej roslinnosci byl zapierajacy. Po 7h trekkingu wrocilismy do naszego resortu po plecaki i pojechalismy do Cipanas. To miejsce w ktorym zostalismy milionerami. Dla wyjasnienia 1 mln rupii to 270 zl. W przyszlym roku bedzie denominacja, wiec to ostatnia okazja poczuc sie jak bogacz. Pieniadze wymienialismy nie w kantorze tylko w kramiku na targu, ktorego wlasciciel to powazany kupiec w miescie. Duzo podrozowal po swiecie i nawet wiedzial ze w Polsce jest Krakow. Potem poszlismy z naszym przewodnikiem z parku znalezc miejsce do spania w poblizu przystanku z ktorego bedziemy jechac w dalsza podroz, a nastepnie do miejscowej "restauracji" serwujacej kuchnie sunsajska. Na talerzu znalazlo sie wiele miejscowych przysmakow m.in. kurczak pieczony w calosci z glowa, ryby, krewetki, podroby, tofu z orzechow ziemnych, fasolka, szpinak, puree i ryz. Do tego mnostwo przypraw i herbata. W dobrym tonie bylo jedzenie rekoma:) Wracajac do guest house'u wpadlismy jeszcze na drobne zakupy na sniadanie. W guest hous e'sie dalismy dole przewodnikowi, ktory nieoczekiwanie podniosl ceny swoich uslug o 50%. Dostal 25% i przekreslil swoje szamse na dalsza wspolprace. Guesthouse okazal sie ladnie piszac troszke zbyt bardzo ponizej standardu. Czystsze sa schroniska w srodku dzungli:) potraktowalismy to jako cenne doswiadczenie. Od jutra zamirzamy robic inspekcje przed rezerwacja miejsca do spania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz