piątek, 11 października 2013

Garut Cipanas - Tasikmalaya - Purwokerto - Yogyokarta (Jawa Centralna) 12.10

O 4tej opuszczamy Mutiara hotel i ruszamy w droge. Po drodze na stacji paliw kupujemy snidanie - świeżutkie ciasteczka ryzowe pieczone na oleju kokosowym zawiniete w swiezutka gazete. Pycha:) przy okazji dowiadujemy sie ze we wiosce w ktorej mieszkalismy 2 ostatnie noce mieszka milion osob, ale sie nie dziwimy jak wlasciciel samochodu mial 8 dzieci.  Po dojechaniu na dworzec autobusowy do Taksimalaya dowiedzielismy sie ze autobus do yogyakarty o 7mej byl juz nieaktualny. Mielismy czekac do 10tej, a mozna bylo sobie pospac. Tym bardziej, ze mielismy duzy deficyt w czasie spania. Musielismy jakos przeczekac te 4 godziny, wiec poszlismy wypic kawe, uzupelnic zapasy wody i czekalismy na transport. Nagle o 7mej kazali nam zabierac bagaze i zaladowac sie do autobusu ktory rzekomo mial jechac w naszym kierunku. Może w mieście rozeszła sie plotka i szybko podstawili nam autobus:) Klimat w autobusie byl tak samo ciekawy jak poprzednio. Sklepikarze, muzycy, papieroski. Czlowiek głupio czuje sie niepalac. Plusem jest to ze jedziemy przy otwartych dzwiach tzn przy wlaczonej klimtyzacji:) poczatkowo  wydawalo nam sie ze jak zajmniemy tylnie siedzenia to nikt sie tam nie wcisnie. A tu po prawej stronie zmiescil sie pan z ksiegarnia na kolanach, a po lewej wcisneła sie dziewczyna w takie miejsce, ktore mysleliśmy że nadaje sie wylącznie na bagaz podręczny. Dziewczyna na 100% mialaby w ryanairze  klase biznes:) Kazdy element autobusu jest pomyslowo wykorzystany: na podlodze oczywiscie popielniczka, strefowa klimatyzacja w drzwiach a nakretka na sznurku zastepuje przycisk przystanka na zadanie. Generalnie bylo bardzo smiesznie, jednak nasza radosc trwala 5h czyli dokladnie do momentu gdy wjechalismy do miejscowosci Purwokerto. Wjechalismy na terminal autobusowy i tam jeden z pasazerow oznajmil nam ze to przystanek koncowy. Na nasze pytanie dlaczego nie dojechalismy do Yogyakrty, odpowiedz byla prosta: "To jest Indonezja. Przykro nam." I ponownie znalezlismy sie w centrum zainteresowania tym razem pasazerow na terminalu. Na szczescie przy tym calym zamieszaniu i dosc ciezkiej atmosferze znalazl sie ktos kto mowil po angielsku.  Przeprosil za cala sytuacje, zorganizowal nowy bilet i zaprowadzil do autobusu ktory tym razem mial dojechac w ciagu kolejnych 5h do Yogyakarty. W autobusie poznalismy kolejnych przyjaciol i mimo ze nikt nikogo nie rozumial, nawiazala sie nic przyjaźni na tyle silna, ze po przyjechaniu do Yogyakarty, pomogli na zorganizowac shuttle busa i taksowke do hotelu Wisma Mmugm. Hotel w samym centrum. Jedyny minus to brak internetu, mimo, ze w ofercie bylo napisane jasno "wifi", a my nauczeni doswiadczeniem chcielismy zaczac planowac z wiekszym wyprzedzeniem wykorzystujac niezastapiona siec, aby ograniczac nieuniknione niespodzianki. Panowie w recepcji hotelowej uparcie i z usmiechem na ustach twierdzili ze jest problem z serwerem i informatyk bedzie to naprawial w ciagu 1 dnia. Mi udalo sie naprawic problem w ciagu 5 min. Magiczne slowa: "admin admin" wykorzystalem przy logowaniu:). Chyba przyda sie mentoring ich informatykowi:) wieczorem jeszcze kolacja. W menu hotelowym znalazly sie pyszne dania w promocyjnej cenie, wiec z tego skorzystalismy:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz